RYSZARD PIWOWSKI

Na skróty

RYSZARD PIWOWSKI – Wywiad

JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE PRAKTYK ZAWODU ZOSTAŁ NAUCZYCIELEM?

Ryszard Piwowski: Myślę, że jednym z moich życiowych powołań obok między innymi dekarstwa jest szkolnictwo. Zastanawialiśmy się z kolegami, co zrobić, żeby było więcej dekarzy. Udało nam się nawiązać współpracę z panią Magdaleną Popielewską, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych w Bydgoszczy. Szkoła zapewniła zajęcia teoretyczne, a my z kolegą, Henrykiem Krakowskim, zabraliśmy się za prowadzenie zajęć praktycznych. Tak to się zaczęło.

JAK IDĄ POSTĘPY W NAUCZANIU TYCH ZAINTERESOWANYCH ZAWODEM DEKARZA?

RP: Zorganizowaliśmy nabór do pierwszej klasy. Przyszło pięć osób, potem zostały cztery. Był nabór do drugiej – przyszło pięciu, do trzeciej – sześciu, a teraz zaczynamy namawiać do dwóch kierunków kształcenia, do szkoły branżowej pierwszego stopnia, czyli kwalifikacji BUD.03. Wykonywanie robót dekarsko-blacharskich i do technikum w zakresie kwalifikacji BUD.27. Organizacja i kontrola wykonywania pokryć dachowych oraz sporządzanie kosztorysów. I tak to się kręci.

CO DAJE NAJWIĘKSZĄ SATYSFAKCJĘ W PRACY NAUCZYCIELA ZAWODU?

RP: Efekt końcowy. Wśród moich wychowanków mogę wymienić co najmniej dziesięć osób, które z powodzeniem prowadzą firmę. To daje zadowolenie. Oczywiście, że są wśród nich lepsi i gorsi, ale są też i wybitni. Sam uczyłem się zawodu od Stefana Wilusia, który jest w Polsce uznanym autorytetem, więc nie mogłem niczego złego się od niego nauczyć. Moi podopieczni nie mogli zatem nauczyć się niczego złego ode mnie – tak myślę.

JAKIE TRZEBA MIEĆ CECHY, ABY ZOSTAĆ DEKARZEM?

RP: Trzeba przede wszystkim chcieć. Całej reszty idzie się wyuczyć. Kiedyś miałem ambicję, aby każdy dekarz w mojej ekipie był wszechstronny i znał się na każdej technologii. Jednak ludzie to nie roboty, nie jest tak, że wgrasz oprogramowanie i działa. Jeśli jesteś wyśmienitym ekspertem w dachach płaskich to lepiej trzymać się swojego talentu i specjalizacji, zamiast rozmieniać na drobne. Jeden z kolegów z mojego zespołu to: Profesor Papy. Rozwiąże każdy problem w tej dziedzinie i lubi to robić, ale gdyby miał wykonać blachę: to pewnie, że wykona, tylko tak jakby za karę. Inni to wirtuozi blachy, membran czy ogólnie dekarstwa. Osiąga się sukces i uznanie wtedy, kiedy jest się po prostu dobrym w swojej dziedzinie. Branża jest tu nieistotna, tylko fachowość.

JAK SIĘ ZACZĘŁA PAŃSKA PRZYGODA Z DEKARSTWEM?

RP: Moja droga do dekarstwa nie była szczególnie prosta. Zaczynałem pracować w latach osiemdziesiątych i zastanawiałem się, co tu robić, żeby jakoś żyć. Z zawodu jestem mechanikiem obróbki skrawaniem. Mogłem podjąć się zadań jako tokarz, frezer, szlifierz. Zacząłem więc szukać branży, która nie wymaga wkładu finansowego, żeby w niej zacząć. Mój wuj zachęcił mnie do dekarstwa. Brzmiało to dość przejrzyście i prosto. Jeden kociołek kupujesz, smołę lejesz, podpalasz, smarujesz i żyjesz jak król. I tak zacząłem szukać pracy w dekarstwie. Trafiłem do Stefana Wilusia.

KIEDY ZAŁOŻYŁ PAN WŁASNĄ FIRMĘ?

RP: W 1985 roku rozpocząłem pracę w zawodzie, a po pięciu latach otworzyłem własną firmę. Robiliśmy dachy dla zleceniodawcy publicznego, więc kosztorysy trzeba było robić w oparciu o Katalogi Norm Rzeczowych. Przygotowywałem je najlepiej, jak umiałem, lecz było trudno. Najpierw ręcznie, potem na maszynie do pisania. Tak to kalkulowanie szło pomału, że ostatecznie musiałem zainwestować w komputer. Zachodziłem w głowę, czy kiepsko pracuję, czy kiepsko kalkuluję, bo pieniędzy wciąż było za mało. Pracowałem więc od szóstej do siedemnastej na dachu, aby potem czasami do trzeciej nad ranem przygotowywać kalkulację. Ale wszystko można było zrobić, była energia i chciało się osiągnąć sukces.

JAK ZMIENIAŁ SIĘ WIZERUNEK DEKARZA NA PRZESTRZENI CZASU?

RP: Różnica jest kolosalna, kiedyś dekarze to byli brudasy. Była smoła, lepik, to i wszyscy byli, że tak powiem, utytłani. Pamiętam swego czasu, idę do takiej pani z prośbą, aby się czegoś napić. Bardzo zmartwiona odpowiada, że nie ma żadnego buczka, czyli taniego wina. Takie właśnie było wyobrażenie o dekarzach. Ale to się zmieniło.

JAK JEST TERAZ?

RP: Śmiemy się nazywać inteligencją budownictwa. Dekarstwo to szczegółowa dziedzina wiedzy technicznej. Jesteśmy szanowanymi ekspertami, którzy nie muszą sobie krawatem dodawać powagi. Auta mamy odważnie
i profesjonalnie oklejone, ludzi poubieranych i wyposażonych. Nikt z nas się nie wstydzi tego, co robi. Kiedyś, jak wymieniałem rynnę, to kolega trzymał mnie za nogi, a ja wychylony za okapem pracowałem. W tej chwili, jest to nie do pomyślenia. Dziwiliśmy się, jak to jest na zachodzie, że dekarze pierwsze, co robią, to rozstawiają rusztowanie i dopiero wchodzą na dach. W Niemczech tak było, część z nas jeździła do Niemiec, aby tam zarabiać. W tej chwili u nas jest tak samo. Dogoniliśmy Europę, wręcz powiedziałbym, jesteśmy przed niektórymi krajami.

JAKIE TRENDY ZAUWAŻA PAN NA RYNKU?

RP: Postęp technologiczny jest ogromny. Gdy zaczynałem, to układałem dachówki jeszcze na zaprawę. Ciąłem je obcęgami poprzez łupanie. Rękę miałem wyrobioną. Większość dachów była z poddaszami nieużytkowymi. Nikt nie myślał o fizyce dachu, bo i wszystko działało. Teraz poddasza są użytkowe. Wentylacja jest już trudniejsza i stanowi naprawdę szczegółową i ważną dziedzinę. Kto wtedy myślał o dachu spodnim, o klasach szczelności i innych istotnych aspektach. Gdy zabraliśmy budynkom poddasza, pojawiły się liczne problemy. Dobry dekarz często jest wyrocznią dla twórczych inwestorów i to on ustala rozwiązania.

CO PAN NAJBARDZIEJ LUBI W PRACY DEKARZA?

RP: Każdy dach jest inny. Lubię się odwrócić i powiedzieć, że ten dach to my zrobiliśmy. To takie pomniki naszego istnienia.

ILE DACHÓW MA PAN NA SWOIM KONCIE?

RP: Nie wiem, to trzeba by policzyć, ale każdy z nich archiwizuję, mam zdjęcia i zawsze mogę do danej realizacji wrócić. Prawda jest taka, że zapamiętuję raczej te najfajniejsze dachy i historie z nimi związane. Pamiętam, gdy pierwszy raz weszliśmy z ekipą na dach hełmowy i jak przeżywaliśmy jego układanie. Pamiętam, jak opuszczaliśmy rusztowanie podczas huraganu na siedemdziesięciometrowej wieży kościoła w Inowrocławiu. Proszę mi wierzyć, że schodząc nie wyglądaliśmy jak super bohaterowie, a wiało tak, że pobliski hangar samolotowy po prostu odleciał.

MA PAN LĘK WYSOKOŚCI?

RP: Nie mam, ale w Mogilnie robiliśmy klasztor. Ściągnęliśmy już prawie całe rusztowanie, do podstawy wieży zostało może jakieś jedenaście metrów. Ksiądz stanął z boku i mówi do mnie, że krzyż krzywo stoi. Miałem zatrudnionego linoskoczka – alpinistę. Powiedziałem, żeby wszedł i uwiązał linę do ramienia krzyża, a my z dołu szarpniemy i będzie dobrze. On, że nie pójdzie. No to myślę, wchodzę. Postawiliśmy na ostatnim podeście rusztowania jedenastometrową drabinę i oparliśmy o wieżę pod kulą. Moje zadanie polegało na tym, żeby po niej wejść, uwiązać się u podstawy krzyża liną, wdrapać jeszcze półtora metra, usiąść na kuli i zahaczyć linę do ramienia krzyża. Chłopaki na dole szarpnęli i krzyż stanął równo. Jak byłem na górze pomyślałem, że kościół ma czterdzieści metrów, stoi na skarpie, to skorzystam z okazji i świat obejrzę. Ale gdy się rozejrzałem to dotarło do mnie, że jest wysoko i nie bardzo mnie ten widok interesuje. Szybko zszedłem na dół, więc chyba mam mały lęk wysokości.

ILE OSÓB TWORZY PAŃSKĄ FIRMĘ?

RP: Aktualnie jest siedem osób plus uczniowie. Zawsze w mojej firmie pracowało około dziesięciu osób i to było dla mnie wystarczające. W tej chwili, ze względu na to, że są również uczniowie, to jest to stan optymalny.

JAK ZATRZYMAĆ LUDZI W EKIPIE?

RP: Trzeba mieć świadomość, że ktoś, kto chce otworzyć firmę i tak ją otworzy. Możesz się martwić, że wyszkolisz i odejdą. Tak bywa. Jak będziesz stał w miejscu, niczym ich nie będziesz zaskakiwał, to masz jak w banku – odejdą. Więc ty też musisz się szkolić. Ambitna osoba, będzie u ciebie pracować przez pięć do siedmiu lat i podnosić twój standard wykonawczy, i ugruntowywać twoją pozycję firmy na rynku. Taka kolej rzeczy, nie należy z tym walczyć. Lepiej ludziom kibicować.

CZY ŚWIADOMIE ZREZYGNOWAŁ PAN Z ROZBUDOWYWANIA FIRMY?

RP: Nie wiem czy świadomie, moje predyspozycje są określone. Taki jest fakt. To jest klasyczny temat, z którym mierzy się nasz dekarski biznes. Firmy to dekarze, którzy przez koniunkturę zostali zachęceni do otwierania własnych działalności, przez koniunkturę zostali zmuszeni do prowadzenia coraz większych przedsiębiorstw, podczas gdy nie są do tego przygotowani merytorycznie. W większości wszystko jest oparte trochę na intuicji lub podpowiedziach kolegów. Proste pytanie: ile szef firmy powinien przeznaczyć na pensje, ile na rozwój, amortyzację, a ile powinno być jego zyskiem z puli przychodu? Odpowiedź kolegi: pracownik powinien zarabiać tyle, ile musi, żeby nie odszedł. Nic więcej i nic mniej. Na rozwój, przeznaczyć trzeba, ile się da, a to, co zostanie, można wydać na co się chce. To żadna odpowiedź z jednej strony, a z drugiej to przecież rynek nam wszystko dyktuje. Trzeba mieć dobrą intuicję, dlatego jedne firmy są większe, a inne mniejsze i nie każdy się za to bierze.

JAKA JEST PAŃSKA DEKARSKA RADA W TYM WZGLĘDZIE?

RP: Jeżeli jesteś w stanie wziąć za usługę więcej, to powinieneś więcej oddać w wypłatach. A ile? To już kwestia czystego sumienia. Człowiek jest dziwny i nigdy nie wie, ile chciałby zarabiać. Błogosławieni ci, którzy potrafią powiedzieć, ile im wystarczy, ile chcą, ile potrzebują. Warto może przyjąć taką zasadę, że jeśli mnie stać na samochód i wakacje, to i współpracownika też powinno. A jaki samochód? Jakie wakacje? To indywidualna sprawa.

CO WYRÓŻNIA PAŃSKĄ FIRMĘ NA RYNKU?

RP: Chciałbym powiedzieć, że jakość, dlatego firmę nazwałem Perfekt. Buńczucznie. Człowiek był młody i zarozumiały. Przecież dużo firm, nie tylko moja, robi naprawdę dobrą robotę. Obyśmy tylko dotrzymali im kroku. Ważne, że na nasze dachy nie wracamy. Mam specjalistów od dachów płaskich: papowych, membranowych, czyli z folii PCV. Są fachowcy od łupka, struktonitu oraz od rąbka rzemieślniczego. Moją firmę wyróżnia dbałość o dachy spodnie i to jest to, na czym mi szczególnie zależy. Dobry dach spodni, dobrze zwentylowany, to szczelny cały dach.

JAKIE REALIZACJE MOŻE PAN WSKAZAĆ JAKO WIZYTÓWKĘ SWOJEJ PRACY?

RP: Kościół w Inowrocławiu-Mątwach – dach cebulasty, Żnin – cały kościół również z wieżą, Kościeszki – gont drewniany, kaplica pod wezwaniem św. Prokopa w Strzelnie to dach stożkowy o podstawie koła w mnichu-mniszce z tak zwanymi portkami. Jest tego trochę. Kościoły są reprezentacyjne, ale robiliśmy i płyty warstwowe, i dachy zielone. Kiedyś udało się złapać zlecenie z łupka naturalnego w dzikim kryciu, a ostatnio zrobiliśmy z niego fajny dekor ścienny – różę.

JAKIE WARTOŚCI POWINNY PRZYŚWIECAĆ FIRMIE DEKARSKIEJ?

RP: Fachowość, fachowość, fachowość i przede wszystkim uczciwość. Jeśli pytają o opinię to należy rzetelnie określić stan dachu. Ważne, aby we wszystkim mieć umiar i być rzetelnym, zarówno w opiniach o innych dekarzach, jak i w kalkulowaniu. Trzeba pamiętać, że wracamy do klientów po kilka razy, ale na inne dachy. Nawet, jeśli mamy ceny wyższe, to nie powinny one być kosmiczne. Ważne, żeby wyceniać tak, aby uwzględnić wszystkie prace dodatkowe. Jeśli się przewidzi wszystko z wyprzedzeniem, wtedy klient nie ma wrażenia, że go naciągamy na następne pieniądze.

JAK PAN OCENIA WSPÓŁPRACĘ Z KLIENTAMI?

RP: Klienta trzeba wysłuchać i mieć własne zdanie, wtedy współpraca jest okej. Tak próbuję robić. Klient ceni fachowca, ale trzeba mu tę fachowość udowodnić. Często mówię klientom: nie, bo…, i wyjaśniam. Gdy trzeba rezygnuję ze zlecenia. Czasami rozmawiam z kolegami na naszych spotkaniach dekarskich i pytam, skąd im przyszło do głowy jakieś rozwiązanie. Odpowiedź brzmi, że klient tak chciał. Powtarzam: ty jesteś fachowcem, ty się znasz, ty się na coś godzisz i ty ponosisz odpowiedzialność.

JAKIE JEST PAŃSKIE ZDANIE O DEKARSKIEJ MŁODZIEŻY?

RP: Mam takich uczniów, którzy od początku, od pierwszej klasy są rewelacyjni w tym, co robią. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę, że część uczniów nie będzie blacharzami, za to będą dekarzami, albo pomocnikami i tak już jest. Niektórym zadania zajmują więcej czasu, inni łapią wszystko w mig. Dobry dekarz, bez względu na staż pracy, uczy się cały czas. Mam nadzieję, że zdają sobie z tego sprawę.

ILE CZASU POŚWIĘCA PAN NAUCZANIU?

RP: Mój kalendarz jest jakby go obsypał mak i to wszystko w tym temacie, szczególnie, z powodu zajęć online. Do zajęć przez internet musisz się przygotować, mieć ciekawą prezentację, opracowany opis, materiały, wyszukać filmy instruktażowe, aby czytelnie wszystko przekazać. Zajęcia organizuję też u siebie w warsztacie. Uczniowie mają małe modele, na nich muszą wykonać pewne elementy, położyć dach spodni, zrobić wentylację, położyć rynnę, obrobić komin blachą, takie podstawowe rzeczy. Potem na budowie mają to sobie przypomnieć i zrobić kolejny raz. Podsumowując, na nauczanie poświęcam tyle, ile trzeba. Paradoksalnie liczenie czasu go zabiera, więc tego nie robię.

WOLI PAN UCZYĆ CZY ZARZĄDZAĆ FIRMĄ?

RP: Zarządzać firmą. Nauczanie jest koniecznością, która mi w żaden sposób nie przeszkadza, a wręcz uważam, że jest niezbędna dla mojej firmy oraz kilku innych. Ci uczniowie, którzy będą chcieli, znajdą pracę u mnie lub u kolegów. To jest wartość dodana, którą również jako nauczyciel, a przede wszystkim jako dekarz mogę im zagwarantować. Myślę też, że jestem dość cierpliwy i nauczanie przychodzi mi lekko. Potrafię kilkukrotnie powtarzać to samo tak, aby nauczyć. Mam nadzieję, że to nie tylko moja opinia.

CZY DA SIĘ WYSZKOLIĆ DEKARZA NA ZAJĘCIACH ZDALNYCH, PRZEZ INTERNET?

RP: Uważam, że nie. Częściowo, byłoby to możliwe dla trzeciej klasy. Ci uczniowie już coś tam wiedzą i pewne techniki mogą obejrzeć na filmie. Dla mnie problem polega na tym, że przeszukałem internet dość gruntownie, aby znaleźć dobre filmy instruktażowe. To, co znalazłem, w znakomitej większości zawiera jakieś błędy, więc nie mogę pokazać uczniom czegoś, co tylko częściowo jest prawidłowe. Jak już naprawdę nie ma wyjścia, proponuję, aby spróbowali samodzielnie wyłapać błąd. I wtedy go wspólnie omawiamy. Dlatego jako Stowarzyszenie pomagamy producentom w tworzeniu filmów instruktażowych, na przykład z Dakea robimy pokaz montażu okien dachowych. Tymczasem gros firm producenckich ma mnóstwo filmów z błędami.

JAK OCENIA PAN JAKOŚĆ DACHÓW W POLSCE?

RP: Nie wyrabiamy się z opiniami technicznymi, czeka się na nie po dwa miesiące. Dachów źle wykonanych jest niestety coraz więcej. Mówię tym, którzy nie znajdują czasu na szkolenia: jeśli nauczysz się coś dobrze robić, to zawsze będziesz miał wybór, aby świadomie zrobić źle lub nie.

CZY W PAŃSKIEJ RODZINIE ROŚNIE MŁODY DEKARZ?

RP: Mój syn stażował u mnie jako dekarz. Poszedł na studia budowlane, jest na etapie robienia tytułu magistra, ale czy będzie dekarzem to trudno mi powiedzieć. Teraz pracuje jako inżynier budowy i zbiera doświadczenie do uprawnień budowlanych. Jeśli wróci, to nie wiem, czy zdążę przekazać mu swoją firmę, bo mam zamiar jeszcze długo pożyć, więc lepiej niech sobie własną otworzy.

CZY PAŃSKA PRACA MA WPŁYW NA ŻYCIE RODZINNE?

RP: Tak, od jakiegoś czasu mam uzgodnienie z żoną, że weekend jest dla rodziny, ale niestety nie zawsze się z tego wywiązuję.

SKORO BRAKUJE PANU CZASU, DLACZEGO PODJĄŁ SIĘ PAN DODATKOWO PRACY NAUCZYCIELA?

RP: Nie powiedziałem, że jestem normalny (śmiech). Po prostu lubię to, co robię. Gdy moje dzieci były mniejsze, wygospodarowywałem więcej czasu dla rodziny, bo dzieciństwo jest przejściowe. Teraz nie jest tak, że go nie znajduję, ale po prostu na szkolnictwo musi być miejsce. Robię to wszystko, oczywiście, kosztem firmy i mam nadzieję, że nie rodziny. Na firmę poświęcam coraz mniej czasu, ale mam szczęście do współpracowników, dlatego jeszcze funkcjonuję (śmiech). Jestem z natury urodzonym optymistą i altruistą. Gdy robiłem kurs pedagogiczny, psycholog powiedziała, że zawsze jest coś za coś, że nawet święci nie są tacy święci, bo mają w tym interes – chcą trafić do nieba. Wydaje mi się, że pewne rzeczy robię bezinteresownie.

JAKIE SĄ PAŃSKIE PASJE PO PRACY?

RP: Lubię pograć na gitarze, pojeździć motorem, a na motorze nie odbieram telefonów i nie piszę SMS-ów
– to jest relaks! Mam w piwnicy mały klub Star Wars i Avengersów, bilard, ping pong, telewizor na mecze, które w połączeniu z przyjaciółmi dają żyć. Nie lubię czuć się jak na pustyni, lubię ludzi.

JAK BRANŻA BĘDZIE WYGLĄDAĆ ZA 10 LAT?

RP: Ten kto nie będzie miał sprzętu, wypadnie z rynku. Nie będzie precyzyjny ani szybki. Czy powstanie sprzęt, który zastąpi pracę człowieka? Uważam, że nic nie zastąpi naszej pracy. Kreatywne myślenie pozostanie nadal w gestii człowieka. Mam nadzieję, że branża będzie miała nową Akademię Dekarską w Bydgoszczy, że zbudujemy ten obiekt, z magazynem, salą teoretyczną i zapleczem. Akademia miałaby pomóc w nauczaniu uczniów z Zespołu Szkół Budowlanych, a i przyda się w działalności Stowarzyszenia. Już teraz regularnie spływają do nas zapytania o kursy dekarskie, więc gdy ruszy, to będzie się działo.

CZY MOŻE PAN PRZYTOCZYĆ ANEGDOTĘ ZE SWOJEJ PRACY NA DACHU?

RP: Może o historii świata? Dekarska historia świata: na początku nie było nic, tylko chaos. Potem zjawili się
dekarze i zrobili sklepienie niebieskie, a że byli to kiepscy fachowcy to teraz, niestety, czasem ono przecieka.
Dopiero później zaczęły powstawać inne cuda.

CZY MA PAN JAKĄŚ DEKARSKĄ RADĘ?

RP: Nie ma co się śpieszyć. Spadniesz z dachu i po fachu, więc się nie śpiesz, nie biegaj, nie goń narzędzi, gdy lecą: młotek się nie zabije, gdy spadnie – ty tak.

CZY PANDEMIA WPŁYNĘŁA NA BRANŻĘ?

RP: Na pewno w jakimś stopniu tak. Miałem zamknięta firmę przez dwa tygodnie przy pierwszym lockdownie. Wybraliśmy w tym okresie zaległe urlopy. Niektórzy chorowali, ja również. Budownictwo ciągnie się dalej.

JAK PAN SIĘ CZUŁ ZAMKNIĘTY NA KWARANTANNIE W DOMU?

RP: Świetnie. Lubię wypoczywać, tylko nie mam kiedy. Potrafię się wyłączyć, być tylko tu i teraz. Przecież rzadko coś dwa razy się zdarza, każdy dzień ma być celebrą. To jest to.

JAKIE MIEJSCA POLECA PAN NA WYPOCZYNEK?

RP: Polskie góry, polskie morze. Dopiero, gdy je poznamy, to pojedźmy dalej. Polecam jednak zachodnie wybrzeże Francji, piękne, długie fale.

CO BY PAN SOBIE PRZEKAZAŁ 20 LAT TEMU?

RP: Sukces można osiągnąć w każdej dziedzinie, że mam tej dziedziny szukać i ją znaleźć. Dlatego nikogo na siłę do niczego nie gonię. Trzeba polubić to, co się robi. Wtedy nawet, gdy bywa biednie, chłodno i głodno, da się przetrwać. Gdy odnajdziesz pasję w życiu i będzie ona twoim zawodem, to tak naprawdę przestaniesz pracować. Z moich obserwacji wynika, że gdy spotykają się dekarze, to nie rozmawiają o niczym innym, tylko o dachach. Ktoś mógłby pomyśleć, że nas nic innego nie interesuje, ale oczywiście tak nie jest. Gdy towarzystwo jest spoza branży można z nami pogadać o wszystkim, no chyba, że ktoś z własnej woli, wejdzie na temat dachów. Wówczas sam jest sobie winien.