Dekarstwo jest moim sposobem na zarabianie pieniędzy połączonym z pasją, dlatego prawie wszystko w moim życiu jest temu podporządkowane. Moja żona miałaby sporo do dodania w tym temacie.
Myślę, że zostałem dekarzem z przekory. Mój ojciec praktycznie całe swoje zawodowe życie stawiał domy i robił więźby. Dekarstwo mi odradzał. Tato od zawsze powtarzał mi, że dekarstwo to ciężki kawałek chleba, że zdrowie szybko siada i że lepiej się tym nie zajmować. Paradoksalnie to właśnie on nauczył mnie najwięcej. Nauczył mnie myśleć. Nie umiałem robić dachów, ale dzięki ojcu umiałem myśleć. Wystarczyło przysiąść, zastanowić się i zrobić. Teraz ojciec mówi, że to dobrze, że zdecydowałem się na dekarstwo, choć może wolałby mnie w roli jakiegoś inżyniera albo magistra. Synowie jednak często wzorują się na ojcach (śmiech). Nigdy nie chciałem iść na łatwiznę, chciałem mieć coś swojego. Nie chodzi o to, że nie chciałem, aby ktoś mi mówił, co mam robić, po prostu zawsze starałem się ambitnie do wszystkiego, co robiłem w życiu podchodzić.
Pewnego razu, to było jakieś dwanaście lat temu, podwykonawca dekarz nie miał czasu nam pomóc z dachem, więc sam przybiłem pierwszą łatę. Od tamtej pory wiem, że dekarstwo jest tym, co chcę robić. To jedyne zajęcie, a miałem ich sporo, w którym nieustannie idę do przodu, nieustannie się rozwijam. Każdą wolną chwilę poświęcam temu, aby poczytać o dekarstwie, nauczyć się czegoś nowego. To moja autentyczna pasja. Działalność założyłem w 2013 roku mając 24 lata. Zacząłem od stawiania domów, myślałem, że wykończeniówka jest super. Tato mówił, że wykończeniówka jest bez sensu. I w tym względzie miał pełną rację (śmiech).
Tak naprawdę nie ma do końca gdzie znaleźć rzetelnych informacji o naszej profesji. Młodzież na pewno zagląda na Youtube, ale tam trzeba umieć oddzielić ziarno od plew, więc dopóki nie nabierzesz trochę praktyki, nie weźmiesz udziału w szkoleniach, lepiej nie budować sobie pojęcia o dachach na podstawie filmów niewiadomego pochodzenia. Niektóre z nich powinny mieć napis: „nie róbcie tego w domu” (śmiech). Szkolenia organizowane na przykład przez PSD są naprawdę inspirujące i potrafią nauczyć się szkolić. Lubię dzielić się wiedzą i z przyjemnością przekazuję ją dalej. W takim niszowym zawodzie trzeba być otwartym na innych ludzi. Gdy w ekipie pokazują mi, że można coś zrobić lepiej, należy się z tego tylko cieszyć. Jeśli ktoś umie myśleć i korzysta z tej umiejętności przy wykonywaniu pracy, to na miarę dzisiejszych czasów – jest to genialne. Większość ludzi niestety robi na: „bo tak kazałeś”.
Dekarstwo wymaga wyobraźni przestrzennej, chęci i nieszablonowego myślenia. Znam takiego majstra-dekarza, miłośnika silikonu, który jak zrobił coś po raz pierwszy na dachu w osiemdziesiątym czwartym, to do dzisiaj tego nie zmienił i nie chce nawet zobaczyć, że można lepiej. Ważne jest, aby ludzie się rozwijali. Ważne, aby brać swoich pracowników na szkolenia. Słyszę teraz od klientów, którzy zatrudnili mojego byłego kolegę z pracy, że się na mnie powołał jako swojego nauczyciela. I to jest mega.
Wielu ludzi myśli, że położyć dach to jak zrobić kafelki w łazience, że to jest bardzo proste. I myślą tak, dopóki nie spróbują, z czym to się je. Od A do Z. Żeby dach zrobić dobrze, żeby był szczelny, żeby zachować wentylację, estetykę, nie zmarnować materiałów klienta. Żeby być dobrym dekarzem na pewno trzeba być upartym i pewnym siebie w dążeniu do celu, trzeba mieć wiele samozaparcia, wyobraźnię, umieć myśleć, chcieć myśleć i lubić myśleć. Dekarstwo jest zajęciem prestiżowym. O jego prestiżu świadczy trudność. Dekarstwo jest trudne, wykonujemy coś trudnego, wybitnie trudnego i to jest w tym najpiękniejsze. Dlatego jestem Dumnym Dekarzem. Uważam, że dekarz to piękny zawód, z przyszłością i piękną tradycją zarazem. Chciałbym tę branżę oraz siebie i innych w niej rozwijać. Chciałbym przekazywać wiedzę i zarażać pasją do naszego fachu młodych ludzi.
Uważam, że wizerunek dekarza jest piekielnie ważny, dlatego zdecydowanie dbam o wygląd zewnętrzny naszej całej ekipy, o słownictwo, jakim się posługujemy oraz o prawidłowy podział obowiązków. Zmienił się zasadniczo wizerunek dekarzy, jak i ogólnie pracowników budowlanych. Coraz więcej ekip o to dba, w tym również o dobry wygląd. Kategorycznie zabraniam głośnego przeklinania, bo wielu nadużywa dosadnych słów. Zresztą nie dotyczy to tylko naszej branży. Bardzo dbam o to, żeby nas postrzegano jako profesjonalistów nie tylko dzięki dobrze wykonanej pracy. Dbam o to, jak wyglądamy jako ekipa, a gdy ktoś będzie chciał wejść na dach to, żeby nie widział bałaganu, tylko bardziej nieład artystyczny. Zdecydowanie chciałbym, żeby wizerunek dekarza był postrzegany lepiej, stąd te wszystkie moje troski. Uważam, że we współczesnym świecie wizerunek zawodu możemy kreować poprzez jakość wykonanej pracy. Ja jako chory człowiek na tym punkcie, pasjonat, widzę każdy jeden błąd na czyimś dachu, na swoim też widzę, nie jestem święty. Po prostu chciałbym, abyśmy zawsze wszystko wykonywali jak najlepiej.
Każdy mój dzień jest inny. Staram się wstać jak najwcześniej rano, żeby pomóc żonie w przygotowaniu córki do przedszkola. Następnie wyruszam po ekipę, zbieram chłopaków i jedziemy w dane miejsce.
Firma to nie tylko ja, to przede wszystkim moi ludzie i zawsze to chłopakom powtarzam. To nie jest mój sukces, ale sukces całego zespołu, bo bez ekipy nie mógłbym się skupić na wszystkich sprawach związanych z prowadzeniem firmy. W ekipie są cztery osoby, w tym mój ojciec. Dzielimy się pracą standardowo na dwa zespoły dwuosobowe. Jeden przygotowuje pole do pracy dla drugiego lub na odwrót. Staramy się tak współpracować, żeby to jakoś szło. W tym momencie pracujemy na trzech inwestycjach jednocześnie. Specjalizujemy się w dachach stromych, od konstrukcji po cały proces krycia, oraz w budowie domów szkieletowych. W zespole jest Grażyna, jest Giwer, więc mamy ze sobą wesoło. Na mnie sporo ludzi mówi „Motyl”, ale nie w pracy, czego trochę żałuję. Na dachu piekielnie ważna jest atmosfera oraz ludzie, którzy uzupełniają się w obowiązkach. To, że możemy na sobie polegać jest podstawą poczucia bezpieczeństwa w naszej pracy. Dlatego staram się nie spinać za bardzo. Czy jestem dobrym szefem? Staram się być uczciwy wobec chłopaków, więc możliwe, że to czyni ze mnie nienajgorszego.
To taka branża, że ktoś dołącza do ekipy i mimo umowy o pracę, mimo wszystkiego, co mu się zapewnia, z dnia na dzień rzuca robotą. Po tygodniu przychodzi z powrotem, albo już w ogóle nie przychodzi. To niestety większość moich doświadczeń w tym temacie. Dlatego dekarze-pracodawcy, jeśli dają ludziom godziwe warunki, a nie udaje się im utrzymać wszystkich w ekipie, powinni przestać się szarpać i uznać, że rotacja jest wpisana w ten proces. Stres niczemu nie służy. Nie trzeba mieć diabelskiej cierpliwości. Wystarczy refleksja nad tym, co robimy, że termin po prostu należy czasem przesunąć. Nakłada mi się wówczas trzydzieści telefonów naraz, ale warto założyć sobie, że po drugiej stronie aparatu jest ktoś, kto rozumie rynek. Jeśli nie rozumie, szkoda.
Za 20 lat widzę siebie dalej w tym zawodzie, bo lubię to robić. A jeśli zdrowie mi nie pozwoli, to widzę się na Hawajach. Bo dekarstwo to ciężka robota jest. Moim marzeniem jest zrobić prawo jazdy na autobusy i zająć się międzynarodowym transportem ludzi. Uwielbiam jeździć. Poza dekarstwem mam niestety wiele pasji, ciężko jest mi się skupić na jednej całkowicie, ale lubię spędzać czas z córką, lubię wycieczki piesze, rowerowe. Lubię wędkować, bo pozwala mi to się wyciszyć, spędzić trochę czasu z naturą, co bardzo lubię, odpocząć od zgiełku pracy. Na pewno wędkarstwo uczy cierpliwości i hartuje, to przydaje się w dekarstwie, w pracy na dachu. Uważam, że mam klaustrofobię. Nie lubię po prostu siedzieć w domu. Ojciec na mnie narzeka, że często, gdy się biorę za jakiś projekt prywatnie, dla siebie, to go nie kończę. Tymczasem w dekarstwie zawsze kończę od A do Z.
Najważniejszą wartością jest jakość wykonanej pracy, a to z kolei rodzi konsekwencje, które należy traktować jako naturalne. Jakość nie lubi pośpiechu, więc nie gonimy do przodu w wybitnie zawrotnym tempie, nie pracujemy „na hurra”. Pracujemy tak, aby nie musieć wracać. Kalendarz staram się rezerwować na pół roku w przód, aby mieć pewność przychodu, celem utrzymania zespołu. Najlepszą formą reklamy w naszym zawodzie jest poczta pantoflowa. Na początku jest ciężko, trzeba sobie wyrobić jakąś markę i renomę – długo być na rynku, dbać o wizerunek firmy i to jak cię postrzegają klienci.
Zdecydowanie najtrudniejszym dachem, który wykonywaliśmy do tej pory jest dach w Polanicy Zdroju, przy ul. Rybnej, ze względu na trudność pokrycia, wiele połaci, wieżyczki, połączenie dachu stromego z płaską lukarną w papie oraz to, że jest dopieszczony naprawdę w każdym calu.
Przy minus ośmiu stopniach Celsjusza zaczęło wiać, a trzeba było skończyć inwestycję. Palce wykręcało, ale trzeba było robić. Da się wykonywać pewne prace w ujemnych temperaturach, ale nie jest kolorowo. Zwłaszcza, gdy tak jak ja, nie potrafisz niczego zrobić w rękawiczkach, wszystko na gołe ręce. Więc moje dłonie godnie znoszą odmrożenie.
Ceny w dekarstwie powinny wzrosnąć, żeby dekarz miał więcej czasu na dopracowanie każdego elementu, bo dach jest zwieńczeniem całego projektu, więc jest tak naprawdę najważniejszy. Niejednokrotnie było tak, że klient wybierał tańszą ofertę, a później płakał, bo w pakiecie z najtańszą ceną dostał nieodpowiednią firmę. Niestety nie ma miejsca na półśrodki w dekarstwie. Trzeba pracować na dobrych materiałach i skupiać się na ważnych elementach. Nie jest trudno ułożyć prosto dachówkę na prostej połaci, ale gdy przychodzą trudne elementy to trzeba wiedzieć, jak je wykonać od początku do końca. Ludzie wciąż nie wiedzą, ile potu, przysłowiowych łez i krwi oraz wysiłku dekarz wylewa na dach.
Moi klienci wracają do mnie, bo wiedzą, że jestem uczciwy, nie oszukuję, nie używam tanich materiałów i mam najlepszą ekipę na świecie. Z inwestorami bardzo lubię współpracować, rozmawiać, staram się zawsze im zaproponować najlepsze rozwiązanie. To nie jest łatwe, gdy klientem jest ktoś bez wiedzy technicznej, ale jestem cierpliwy. Jest oczywiście takie grono klientów, którzy sami chcą sobie zrobić dach, a później dzwonią, bo coś im nie gra. Gdy im trochę podpowiem, zaczynają szukać kontaktu i co chwilę odzywają się po poradę. Wówczas nie tracę czasu na kogoś, kto nie chciał mi dać zarobić.
Dumny Dekarz wspiera młodych ludzi, podkreśla rolę dekarstwa, stara się coś zmienić, zamiast uznać, że jest stagnacja i tyle. Nie mamy w Polsce odpowiedniej ilości sensownych szkół zawodowych, które pokazałyby młodzieży możliwości, jakie zapewnia praca rzemieślnika. Ukończone studia są ważne, ale nie stanowią współcześnie szczególnego osiągnięcia. Wychodzę z założenia, że lepiej mieć fach w ręku niż papier magistra. Ten ostatni może mieć problem w znalezieniu zatrudnienia i gdy przyjdzie mu utrzymać się z pracy własnych rąk, nie będzie miał pojęcia, jak to zrobić.
Mało osób chce zostać dekarzem, czasami nawet nie wiedzą, czym się dekarz zajmuje. Pytają: Lekarz? A ja odpowiadam: Tak, taki od dachów. Na pewno można posłużyć się argumentem finansowym. Dobry dekarz potrafi zarobić dobre pieniądze. To jednocześnie zawód, który łączy przyjemne z pożytecznym, bo gdy zrozumiesz, że dekarstwo to świetna pasja, zamiast gnić nieszczęśliwy w robocie, będziesz cieszył się każdym dniem pracy na dachu. Dekarstwo to nie jest robota dla mięczaków, tylko dla twardzieli. Wiele plusów jest z tym związanych, ale to tylko twardziel zrozumie (śmiech). Tak naprawdę mamy może trzy, cztery miesiące w roku dobrej, fajnej pogody, a poza tym to jest albo mega gorąco, albo zimno, albo deszcz pada, albo wieje. Nasz dekarski rynek jest również bardzo rozwojowy, jest nas za mało, więc z biegiem czasu młodzi dekarze zarobią więcej niż niejeden korpo-szczur realizując swój korpo-challenge. Nie chcę tymi słowami nikogo urazić, bo każda praca jest ważna. Po prostu mierzi mnie fakt, że młodym ludziom nie pokazuje się wszechstronnych perspektyw, tylko jeden wzorzec. Myślę, że stoją za tym czyjeś pieniądze. Dekarstwo to także prestiżowe zajęcie, ponieważ jest po prostu trudne.
Mawia się, że brakuje rąk do pracy, a moim zdaniem raczej brakuje rąk, które cokolwiek potrafią, zwłaszcza w pracy. To jest, uważam, największy problem. Nie każda młoda osoba, która zechce być dekarzem, spełni się w tym zawodzie. Dekarstwo wymaga pewnych predyspozycji, a na dodatek samozaparcia. Pierwszym testem jest wizyta na dachu. Większość osób jednak ma lęk wysokości. Gdy zakręci ci się w głowie, albo się przystosujesz, albo nie. W tym drugim przypadku, warto szukać czegoś innego.
Dekarstwo, osobiście, daje mi wiele satysfakcji. Im trudniejszy element wykonywany na dachu, tym bardziej jestem usatysfakcjonowany. Proste rzeczy mnie tak nie cieszą, ale obróbka komina w trudnym miejscu to już jak najbardziej. Lubię pokazywać, jeżeli coś potrafię i wiem, że robię to dobrze. Pokażę to każdemu z wyjątkiem klienta, który zaprasza mnie do castingu pod nazwą: „zrób mi to za darmo”. Współpracuję na przykład z młodymi firmami na rynku. Jeśli brakuje im giętarki, zapraszam do siebie na warsztat. Współpraca popłaca, z takiego założenia wychodzę.
Chciałbym w lokalnej szkole budowlanej otworzyć profil dekarski. Oczywiście to nie jest proste. Trzeba mieć tytuł mistrzowski z dekarstwa, blacharstwa lub ciesielstwa oraz ukończony kurs pedagogiczny, żeby móc w ogóle uczyć młodych lub też brać pod swoje skrzydła praktykantów. Planuję wziąć udział w dniach otwartych dla szkół, przejść się po klasach ósmych, zaprezentować im dekarstwo i wytłumaczyć, że to jest ciężki zawód, ale dający wiele satysfakcji i można dzięki niemu godnie żyć. Mógłbym połowę swojego zawodowego czasu poświęcić nauczaniu. Drugą połowę oczywiście zostawiam dla dachów. Każdej młodej osobie zaczynającej pracę na dachu, poradziłbym, żeby zdecydowanie szukała szkoleń, aby nie przestawała się rozwijać. Sobie dwadzieścia lat temu podpowiedziałbym, aby wcześniej zacząć się szkolić, rozwijać i nie zawsze słuchać tak zwanych „starych wyjadaczy”.
Moim największym sukcesem jest to, że potrafiłem założyć rodzinę, mam wspaniałą żonę i córkę oraz to, że cieszę się jakąś tam renomą.